Pacific Crest Trail
 Prowadzący: Karol Poznański

Prowadzący: Karol Poznański

Na szlaku Pacific Crest Trail

Transkrypcja:

Prowadzący: Karol Poznański [KP]

Gość: Aleksandra Zejdler [AZ]

[KP] A może by tak rzucić to wszystko, wziąć plecak i ruszyć w szeroki świat, nie oglądając się na nic? Każdy z nas miał taką myśl w swoim życiu na pewno przynajmniej jeden raz…

Moim gościem jest Ola Zejdler, dzień dobry, osoba, która sama przedstawia się jako marzycielka, ale jest też podróżniczką i która po prostu takie plany lubi wcielać w życie. Dziękuję ci bardzo, że przyjęłaś zaproszenie do nas do studia. A powodem naszej rozmowy, takim bezpośrednim, jest to, że jesteś jedną z nielicznych w Polsce osób, które przeszły Pacific Crest Trail. Czyli jakieś nędzne cztery tysiące z ogonkiem kilometrów w drodze zachodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych. Strasznie mnie zaintrygowała ta opowieść od samego początku, jak tylko się dowiedziałem, że przeszłaś tę trasę, bo natychmiast jako byłemu dziennikarzowi uruchamia mi się tysiąc pytań w głowie. Powiedz, skąd w ogóle pomysł na to?

[AZ] Ojejku… Wszystko się zgadza. Pomysł zrodził się już parę dobrych lat temu. Tak naprawdę o szlaku Pacific Crest Trail dowiedziałam się z filmu „Dzika droga”, który obejrzałam, żeby nie skłamać, cztery – pięć lat temu jakiegoś jesiennego wieczoru. I nie tyle, co sam film zainspirował mnie do odbycia takiej podróży, co w ogóle poinformował mnie, dał mi znać, że takie coś jak Pacific Crest Trail istnieje i że ludzie odbywają takie długie wyprawy.

[KP] Z tymi filmami coś jest, bo mnie na przykład zainspirował do przejścia Camino de Santiago, i może kiedyś to zrobię, film z Martinem Sheenem, dosyć znany swego czasu, czyli literatura i film ciągle potrafią nam otworzyć te pomysły w naszych głowach na to, żeby ruszyć gdzieś w drogę, ale od pomysłu do wykonania to jednak jest parę kilometrów do przejścia, prawda?

[AZ] No właśnie tak. No, z początku, po obejrzeniu filmu dosyć prześmiewczo podchodziłam do tematu. Dla mnie taki pomysł jak PCT, jak rzucenie wszystkiego na pół roku w ogóle nie wpisywało się w mój grafik, w mój życiorys, ja sobie nie potrafiłam czegoś takiego w ogóle wyobrazić i dla mnie było to zabawne, że Amerykanie potrafią do tego tematu podejść w zupełnie inny sposób, spojrzeć na to inaczej i mają też takie możliwości, zarówno finansowe, jak i przestrzenne. I po prostu mają to pod nosem, tak? Mogą rzucić wszystko i właśnie pojechać w nasze przysłowiowe Bieszczady.

[KP] Ale jest ta koncepcja anglosaska, sabbatical to się nazywa, tak? Że można wziąć albo właśnie taki dłuższy urlop od studiów albo od pracy, jeśli pracodawca się zgodzi, i zrealizować jakiś swój plan. Niektórzy wtedy ruszają w jakieś podróże humanitarne, nieść gdzieś tam pomoc, niektórzy właśnie realizują takie marzenia jak twoje. Myślisz, że to jest tak mocno kulturowa różnica między nami a Amerykanami właśnie, że oni są, że tak powiem, częściej skłonni do tego typu przedsięwzięć?

[AZ] Wiesz co, z mojego własnego doświadczenia jak nie znam do końca takich osób. Może gdzieś w mediach słyszałam osobach, które… które raczej oddają się, poświęcają się podróżowaniu i odbywaniu jakichś takich właśnie większych wypraw, natomiast w takim moim gronie znajomych mi osób nie znam osób, które by coś takiego zrobiły. No a w Stanach parę takich osób udało mi się poznać, chociażby na szlaku. I to ma troszeczkę inną percepcję. Wydaje mi się, że wszędzie są takie możliwości, jedynie po prostu w Stanach no ten szlak masz na miejscu, więc odchodzą wszelakiego rodzaju koszty typu podróż, przemieszczanie się, no wiadomo, to też trzeba się dostać, natomiast te koszty są nieco mniejsze, niższe, ale też wiza i wszelkie inne logistyczne tematy. No, jest inna waluta i jest po prostu trochę inaczej.

[KP] Ale wiesz co, ja znałem ludzi wiele lat temu, którzy na przykład przejeżdżali rowerami całe wybrzeże w czasie wakacji, to też trochę trwało, tak? Z całą pewnością można sobie wyobrazić bardzo malowniczą trasę, przejść wszystkie pasma górskie w Polsce, też byłaby niezła przygoda i też chwilę by potrwała. Oczywiście nie jest to aż takie wyzwanie jak Pacific Crest Trail, ale… ale bardzo ciekawe. Czyli może na przykład twoja historia zainspiruje kolejne osoby. Polaków na Pacific Crest Trail, o których wiemy, było siedmiu? Ośmiu?

[AZ] Coś takiego. Ciężko też dotrzeć do… do wszystkich nazwisk.

[KP] Może powinniście jakiś nieformalny klub stworzyć?

[AZ] Kto wie, może coś takiego się pojawi. Wiem, że w Niemczech faktycznie coś takiego funkcjonuje, bo tam tych osób jest sporo więcej, które co roku na… na PCT się wybierają. No, może, może jakoś się zbierzemy.

[KP] Jak wyglądają przygotowania do takiej podróży?

[AZ] Ojejku… Generalnie, żeby zacząć tutaj z dobrej strony… Ja jestem osobą, no, powiedzmy, wysportowaną, od zawsze całe życie mam do czynienia ze sportem na poziomie bardziej profesjonalnym, mniej profesjonalnym, bardziej amatorskim… Jednak tak naprawdę codziennie coś robię i jest to taki wysiłek konkretny, fizyczny, więc uważam, że… że formę jakąś mam. Uważam, że to jest generalnie punkt startowy, żeby w ogóle myśleć o takiej wyprawie, tak? Jakąś formę trzeba mieć, ponieważ, no, tych cztery tysiące trzysta kilometrów do przejścia jest i… no trzeba wiedzieć, że… że organizm to wytrzyma, że… że jakby kości, mięśnie, wszystko będzie funkcjonowało. Tak że tutaj strona fizyczna. Z innej strony należy zebrać sprzęt, należy zaopatrzyć się we wszystkie dokumenty, formalności. Dla nas, dla Polaków jest to kwestia wizy, ale także wszelkich pozwoleń, które… dzięki którym możemy w ogóle wejść na szlak. Ponieważ cały szlak jest zaopiekowany, jest utrzymywany przez takie stowarzyszenie PCTA – Pacific Crest Trail Association – i w związku z wejściem tego filmu naszego, o którym mówiliśmy, „Dzika droga”, szlak zdobył bardzo na popularności, więc tak naprawdę co roku chmary osób, które tak naprawdę schodzą z kanapy, chciałyby rzucić wszystko, wziąć plecak…

[KP] A Amerykanie mają to policzone, ile osób zaczyna, a nie kończy? Jakoś próbowali to sobie policzyć?

[AZ] Wiesz co, to… to… Z tego, co ja widziałam, jakieś takie statystyki, to… to, powiedzmy, obecnie około 50 procent osób kończy. W tym roku no zdecydowanie mniej osób przystąpiło w ogóle do… do całego przedsięwzięcia, bo pozwoleń było wydanych tyle, co co roku, natomiast dużo mniej osób po prostu się pojawiło na starcie. Z różnych przyczyn. Ze względu na to, że nie mogli dolecieć z Europy chociażby, bo tam okno pogodowe na… na rozpoczęcie jest od marca do maja, do końca maja, więc no u nas od 13 marca tak naprawdę Europejczykom skończyła się Zielona Karta i nie mogli już wyruszyć na szlak.

[KP] Ja właśnie chciałem państwu zdradzić: przed naszą rozmową w studio namawiałem Olę, żeby wypełniła za mnie e-lotto, bo wierzę, że ma ogromne szczęście. Tak naprawdę idealnie się wstrzeliłaś w ten moment tuż przed zamknięciem lotów do Stanów Zjednoczonych. No, miałaś bardzo dużo szczęścia tak naprawdę.

[AZ] Yhm. No, ja tak zawsze mówię, że co ma być, to będzie i wszystko dzieje się po coś. Ja tutaj ten mój… tę moją wyprawę planowałam około no, myślę, że trzech dobrych lat już tak się oswajałam z tą myślą, googlowałam coraz więcej zdjęć, informacji na temat wymaganych pozwoleń i tak dalej, i tak dalej, więc już po ostatnim roku przygotowań, gdzie wszystko miałam dopięte na ostatni guzik, miałam bilety kupione, miałam cały sprzęt sprawdzony, przetestowany i też w pracy miałam wszystko uzgodnione, że wylatuję, nie będzie mnie pół roku. Pewnego dnia obudziłam się i otrzymałam całą masę wiadomości od wszystkich znajomych, rodziny, siostry, taty, wszyscy się pytali „no i co teraz? Trump zamyka granice”. Wiadomo – trochę byłam w szoku, trochę sobie popłakałam. Z początku nie wiedziałam do końca, co się dzieje, no bo takiego obrotu sprawy trochę się nie spodziewałam. Było to takie… była to decyzja z dnia na dzień. Ale zaczęłam szybko wracać na tory mojego myślenia i pytać, jakie mam możliwości, więc no w przeciągu 24 godzin byłam już na lotnisku, byłam już w samolocie i… i leciałam. Leciałam na podróż mojego życia.

[KP] No, sobie zaraz o tej podróży porozmawiamy, zilustrujemy ją zresztą twoimi zdjęciami z Instagrama, jeśli się zgodzisz, bo tam cała rzecz jest pięknie zilustrowana właśnie zdjęciami, zapraszam państwa na profil Oli, podam też link w nagraniu, w opisie. Zanim dojdziemy do samej tej podróży – masz też przygotowanie takie wspinaczkowe. Mówiłaś o tym, że się… że… że… że dużo uprawiałaś sportu, ale właśnie jesteś też osobą, która się wspina. Rozumiem, że skałki?

[AZ] Tak, tak, tak.

[KP] Na ile to się przydało w tej twojej wyprawie?

[AZ] Myślę, że ogólnie forma fitnessowa, forma sportowa się przydała. Ja faktycznie w jakiś taki… w stopniu amatorskim trenuję wspinaczkę sportową, więc obejmuje to cały organizm, mam wyćwiczone nogi, ręce, wszystko jakby jest mi potrzebne przy wspinaniu, więc na pewno to mi pomogło. Dodatkowo przed wyruszeniem w podróż jeszcze biegałam, zaliczyłam tez maraton, półmaratony, więc te nogi faktycznie były moja mocną stroną. Sensu stricte wspinaczki przy wyprawie nie używałam, tam nie było aż takich hardcorowych elementów, że tak powiem.

[KP] Czyli rozumiem, że są takie momenty na przykład w Tatrach, które są trudniejsze niż na tamtym szlaku?

[AZ] Zdarzały się momenty, które były bardziej takie… cięższe, bardziej trickowe, bym powiedziała, gdzie trzeba było obejść jakieś skały i faktycznie miało się spadek z jednej strony, z drugiej strony skały gdzieś tam trzeba było się potrzymać, może jakoś wykorzystać takie umiejętności wspinaczkowe, ale bardziej myślę, że pomogło mi takie obycie ze skałą niż… niż jakikolwiek poziom mojej… mojej wspinaczki. Bo nie była to sensu stricte wspinaczka…

[KP] Jasne.

[AZ] …co po prostu przejście, które było bardziej wymagające i dla głowy, i… i przede wszystkim dla głowy.

[KP] O lęk przestrzeni nie zapytam, bo z tym to raczej nikt się tam nie powinien wybierać, ale o lęk wysokości zapytam. Są takie momenty, że było…

[AZ] Oj, są.

[KP] …dla takiej osoby trudno?

[AZ] Są, są, są, są. Tutaj wspomniałam wejście na Mount Whitney, który jest najwyższym szczytem tych kontynentalnych stanów, nie chcę też tutaj mówić „kontynentalnych”, bo tam jest inne słowo continues USA po angielsku, co oznacza, że jest to najwyższy szczyt w tych stanach kontynentalnych, nie licząc też Alaski.

[KP] No jasne, yhm.

[AZ] Więc wchodząc na ten… na ten szczyt, który jest poza, obok Pacific Crest Trail, obok szlaku, no, sama momentami miałam takiego stracha, bo ścieżynki były naprawdę bardzo wąziutkie, ośnieżone, oblodzone, z jednej strony ściana, tak, a z drugiej strony ściana w drugą stronę, więc praktycznie były to takie ścieżki, gdzie można było postawić stopę za stopą, nie było tam miejsca na pomyłkę. I było to dosyć przerażające, ale jeszcze tak zaznaczę, szłam tam na sam szczyt, szłam nocą, żeby zdążyć na wschód Słońca, na który niestety nie zdążyłam, ale pomińmy ten szczegół, szłam, jak było ciemno, więc nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak to wszystko wygląda. Dopiero powrót na dół był dosyć przerażający.

[KP] Tak, no, powiem ci szczerze, że trochę mnie zmroziło. Bardzo ładnie o tym opowiadasz, tak plastycznie, bym powiedział, że sobie to wszystko wyobraziłem, a ja jestem osobą, która sporo chodziła po polskich górach i mam takie poczucie, że z wiekiem jest coraz gorzej w sensie takiego też odczuwania tej… tej wysokości. Wcale to nie jest tak, że z wprawą przychodzi jakieś przyzwyczajenie do tego wszystkiego. Ja rozumiem, że ten szczyt zaliczyłaś trochę jako bonus, znaczy, on nie jest na samym szlaku, po prostu chciałaś sobie zdobyć coś takiego swojego własnego.

[AZ] Tak, tak, tak.

[KP] Powiedz mi… Mówiliśmy o tym przygotowaniu fizycznym, teraz sobie porozmawiamy o tym przygotowaniu logistycznym. Ja mam taką teorię z tego chodzenia swojego po górach, że góry zdobywamy, czyli wchodzimy, płucami, a schodzimy kolanami. W tym sensie, że płuca najpierw, jak idziesz pod górę, to pracują bardzo ciężko, a potem, jak schodzisz, to najbardziej obciążone są stawy kolanowe i czasami naprawdę potrafią… Na ile to twoje przygotowanie fizyczne pozwoliło ci właśnie uniknąć jakichś kontuzji czy… czy takich sytuacji bardzo… no, niebezpiecznych na takim szlaku?

[AZ] Wiadomo, ciężko stwierdzić, co by było, gdybym tego przygotowania nie miała, natomiast ja swoje przeprawy z kolanami też miałam jeszcze przed wyruszeniem na szlak, więc jeśli chodzi o kolana, to jestem dosyć ostrożna. Mi bardzo pomagają kijki i tak jak chodziłam po… nawet w Alpach na… na różnych trekkingach, to często pojawiały mi się problemy przy zejściach, tak jak właśnie mówisz. Często te kolana dawały się we znaki, natomiast kijki pomagają. Odciążają i jest OK.

[KP] Logistyka. Ile par butów zużyłaś na tym szlaku?

[AZ] Och, całą szafę można byłoby wypełnić. Nie, pięć butów, pięć par butów miałam. W pierwszych zaczęłam, w ostatnich tak naprawdę wróciłam.

[KP] Czyli miałaś wszystko, co było potrzebne z takich rzeczy podstawowych, ubraniowych, czy jednak coś po trasie jeszcze musiałaś sobie tam dokupić?

[AZ] Musiałam, nie musiałam. Jestem dziewczyną, więc… Czasami lubiłam sobie coś tam zmienić, więc jak już przechodziłam przez miasta, to często zajrzałam do jakiegoś sklepu z odzieżą sportową, tutaj sobie kupiłam jakiś t-shircik, koszulkę, tu jakieś szorciki, no, też chciałam jakoś tam wyglądać, powiedzmy, ale głównie wszystko miałam już zakupione przed wyprawą. Potem, mówię, zmieniałam czapki z daszkiem, bo to lubiłam zmieniać.

[KP] Ile ważył twój plecak na starcie?

[AZ] Ciężko powiedzieć na starcie, bo na starcie nie miałam możliwości jego zważenia, natomiast jak wyruszałam w drugą sekcję, w drugą część szlaku, szlak jest podzielony tak, powiedzmy, na pięć sekcji po około 800-900 kilometrów każda, jak wyruszałam w tę drugą, najcięższą, czyli góry High Sierra, najcięższą, ponieważ najbardziej techniczną, i też tam jest wymagane posiadanie czegoś takiego jak bear canister,czyli takiego kanistra na jedzenie przeciwniedźwiedziowego, również…

[KP] To się zrzuca i się ucieka? Jak to wygląda?

[AZ] Wiesz co, nie, nie miałam takiego doświadczenia, no ale mogłabym to wypróbować. Ale po prostu przez taki kanister zapach się nie wydostaje, więc taki niedźwiadek przechodzi sobie obok, czy… czy widząc grupę jakichś turystów przechadzających się po jego terenach, może się nie do końca zainteresować, bo… bo tacy hikerzy długodystansowi też nieładnie śmierdzą, nieładnie pachną, więc jedzonko tutaj nie jest kuszące. I przed tą sekcją mój plecak ważył około 23 kilogramów.

[KP] No to ładnie.

[AZ] Myślę, że to był mój taki top.

[KP] Wiesz, à propos tych zapachów, to taki mój kolega od tych wypraw górskich z młodości, to on zawsze miał takie powiedzenie, że gdzie wszyscy śmierdzą, tam nikt nie śmierdzi.

[AZ] Prawda. Prawda, to ja się z tym zgadzam, jak najbardziej.

[KP] Więc trochę… trochę twoja odporność na takie rzeczy spada, znaczy: wzrasta, jak… jak jesteś już długo w trasie i po prostu wiesz, z czym inni się zmagają, bo każdy się z czymś zmaga. Miałaś taki moment zwątpienia, że myślisz sobie „a, tu już jest niedaleko miasto, to ja już sobie w nim sobie w nim zostanę”?

[AZ] Oj, zdecydowanie. Zdecydowanie.

[KP] W którym momencie?

[AZ] Wiesz co, takie kryzysy mniejsze, większe, one pojawiały się tak naprawdę cały czas. Co ciekawe, ja już pierwszego dnia zaliczyłam taką wywrotkę, myślę, że na początku mój plecak był najcięższy, tak swoją drogą, ale potem pozbywałam się jedzenia i wszystkiego, więc zaliczyłam wywrotkę… nie wiem, na dziesiątym kilometrze może? I leżałam sobie na tej skale, przyciśnięta, pod tym moim plecakiem i nie mogłam się ruszyć, ani wte, ani wewte, i tylko się zastanawiałam: „Boże, jak ja dojdę do tej Kanady, to jeszcze tylko tak 4290 kilometrów, a ja już nie daję rady”.

[KP] A swoją drogą, tak trochę oblewające człowieka poczucie wstydu, nie, „jak to tak, na samym początku się wykrzaczyć?”

[AZ] Dokładnie. Ale powiem ci, że już trzeciego dnia wszyscy ci, którzy otrzymali pozwolenia, czyli tam drogą mailową dokument uprawniający do przejścia szlaku od PCTA, czyli tego stowarzyszenia, otrzymali kolejną wiadomość z prośbą o opuszczenie szlaku i powrót do domu. Że jest to czas pandemii i PCTA nie będzie wspierało hikerów, więc w tym momencie bardzo dużo osób się wykruszyło.

[KP] No i to był moment bardzo dla ciebie ważny, bo musiałaś podjąć decyzję, co dalej?

[AZ] Tak, to też był taki moment, w którym jeszcze jako tako miałabym możliwość powrotu do Polski. Tam były loty później raz na jakiś czas dla Polaków, natomiast tutaj zdawałam sobie sprawę, że… że no ta granica gdzieś się zaraz przymyka chociażby, tak? Bardzo wielu Europejczyków wtedy też zadecydowało, że wracają do domu. No, dla mnie była to bardzo ciężka decyzja. Tłukłam się z myślami, zastanawiałam się, czy… czy faktycznie będę stwarzała jakieś zagrożenie dla lokalnych mieszkańców, szczególnie tych miasteczek, przez które przechodziłam, gdzie kupowałam jedzenie, gdzie zaopatrywałam się we wszystko, czego potrzebowałam, gdzie… gdzie mogłam się przespać.

[KP] Wyposażyłaś się w maseczki w pewnym momencie?

[AZ] Tak, tak, oczywiście. Ja w miastach stosowałam wszelkie środki ostrożności, nie tyle co dla innych, co przede wszystkim dla mnie. Wiedziałam, że jeżeli będę na szlaku i cokolwiek by mi się zaczęło dziać, to będę po prostu w niebezpieczeństwie.

[KP] Jaki był najdłuższy czas bez człowieka?

[AZ] Ojejku… Ciężko powiedzieć.

[KP] Dzień? Dwa?

[AZ] Na pewno dzień. Generalnie ja codziennie szłam sama. Nie powiem, żebym ludzi nie widziała na szlaku, bo tych thru-hikerów, czyli tych długodystansowców idących od początku do końca, od jednej granicy do drugiej granicy, było po drodze sporo i my wszyscy się mijaliśmy, zwłaszcza jeżeli mieliśmy podobne oczekiwania, podobne tempo, podobną formę, to my się na tym szlaku mijaliśmy non stop gdzieś tam, jeszcze sprawdzaliśmy na Instagramie, gdzie kto jest.

[KP] A idzie więcej do góry czy więcej na dół?

[AZ] Więcej chyba do góry. Więcej na północ, więcej do Kanady. Ale w pewnym momencie zaczęliśmy też mijać tych idących w kierunku południowym, bo tak mniej więcej w połowie drogi gdzieś tam w Oregonie takie osoby już się spotykało. Ale było ich zdecydowanie, zdecydowanie mniej, zwłaszcza że te warunki dla południowców były bardzo ciężkie na starcie i śnieg w Waszyngtonie utrzymywał się w tym roku niesamowicie długo, był niesamowicie ciężki do przejścia i niebezpieczny i też nikt na to za bardzo nie był przygotowany w tamtym momencie.

[KP] Co na tej trasie najbardziej zaparło ci dech w piersiach? Z wyjątkiem tego szczytu, który zdobywałaś w nocy, no bo rozumiem, że to była taka wisienka na torcie trochę, ale rozumiem, że tam tych miejsc takich pięknych naprawdę, zapierających w piersiach było dużo.

[AZ] Oj tak. Jak dla mnie każdy dzień był piękny. Każdy dzień był zupełnie inny. Było to niesamowite, że budzisz się ty w naturze, nikogo wokół nie ma, gdzieś tam słyszysz budzące się do życia ptaki, wstaje słońce, więc dla mnie ten taki cykl dzienny był czymś przepięknym i niesamowitym i czegoś takiego… po prostu no w takim mieście, w życiu w mieście nigdy nie doświadczyłam, mimo że to każdego spotyka, tak? Codziennie w końcu wstajemy.

[KP] No, ja myślę, że wiesz, to, co człowieka miastowego tak zwanego najbardziej w naturze rusza, mnie zawsze ruszało, to jest na przykład doskonała czerń. Albo też nieprawdopodobna gwieździstość nieba w zależności od tego, czy są chmury, czy chmur nie ma. To jest, myślę, taka najbardziej przemawiająca do naszej wyobraźni rzecz. Ale jak już wspomniałaś te noce – ciężko było nocami?

[AZ] Nie, ja to spałam jak małe dziecko. Zwłaszcza jeżeli słyszałam coś pod wieczór, jakby jakiś kot czy coś innego chodziło wokół mojego namiotu, to ja spałam jak dzidzia, w ogóle… No jakby miałam świadomość, że…

[KP] …musisz się wyspać.

[AZ] Muszę się wyspać. Proszę mi nie przeszkadzać. Co ma być, to będzie. Ja byłam dobrej wiary od początku do końca i w tym zakresie nie miałam żadnych nieprzyjemności.

[KP] Zdarzają się jakieś takie groźniejsze sytuacje na tym szlaku? Jak się przygotowywałaś i sprawdzałaś, jak to może wyglądać pod względem bezpieczeństwa, to czytałaś o jakichś zdarzeniach, które są, no, niebezpieczne dla podróżników?

[AZ] Tak, tak, zdecydowanie, zdecydowanie zdarzają się różne sytuacje związane ze zwierzyną dziką. Przede wszystkim mogę tu wymienić węże grzechotniki, niedźwiedzie i pumy. I tak naprawdę pumy to pojawiają się, znaczy: mogą pojawiać się na… na całej długości szlaku. Niedźwiedzie gdzieś tam pojawiają się już bliżej północy, ale też w Kalifornii, na północy Kalifornii też mogą być. No i oczywiście w High Sierra. Tak że cały czas jakieś zwierzę czyhające na twoje życie może się pojawić, natomiast należy mieć świadomość po prostu, jak się zachowywać w sytuacji spotkania takiego zwierzęcia. Oczywiście jeśli chodzi o grzechotniki… Grzechotnik z reguły daje o sobie znać, jak już się zbliżasz, on tam gdzieś leży pod krzaczkiem gdzieś tam w jakichś liściach, roślinności sobie odpoczywa czy tam nawet na ścieżce i jak już słyszy, czuje, że… że ktoś się zbliża, to on zaczyna grzechotać, żeby po prostu dać o sobie znać, powiadomić, poinformować, że on jest w okolicy.

[KP] Miałaś takie spotkanie?

[AZ] Miałam. Moje spotkanie nie było takie książkowe. Tak, moje pierwsze spotkanie z grzechotnikiem nieco wzięło mnie z zaskoczenia, ponieważ szłam taką naprawdę wąską ścieżką. Było to jeszcze w części pustynnej przed… jak one się… Na pewno przed górami High Sierra, ale to zbocze było takie całkiem… całkiem strome. Może nie aż takie drop here, drop here, ale był las, były różne krzaczki i taki wąż agent po prostu zsunął mi się pod nogi z jednego krzaka, z góry na szlak, od razu grzechocząc. Było to bardzo bliskie spotkanie, natomiast ja w tym momencie przekonałam się, że jestem w stanie zrobić bardzo szybki zwrot na pięcie i biec jeszcze szybciej, niż mogłabym się spodziewać, tak że przynajmniej to zostało przetestowane, nic się nie wydarzyło, natomiast serce to mi po prostu latało, podeszło do gardła i zupełnie nie wiedziałam, co dalej, no bo ja dalej tą ścieżką musiałam przejść, tak? Wąż zsunął się dalej w dół zbocza, w dalsze krzaki, więc ja go dalej nie  widziałam.

[KP] Czyli też generalnie nie miał wielkiej ochoty na spotkanie z tobą, z tego należałoby wnioskować?

[AZ] Nie, chyba nie, chyba nie chciał za bardzo. Chciał trochę coś tam pogadać, pokrzyczeć, ponarzekać, ale to tyle, to tyle, i się zsunął po jakimś czasie, wyciszył i ja tylko rzuciłam gdzieś tam kamień na… na ścieżkę, tam gdzie on wcześniej był, żeby zobaczyć, czy… czy jest jakaś reakcja tam z tych krzaków, czy nie i sama dałam w długą, żeby jak najszybciej przez ten… przez to miejsce przejść.

[KP] Jak jakieś dziesięć lat temu zamykałem swoją, można by tak powiedzieć, trasę, czyli przejście wszystkich gór w Polsce, skończyłem Bieszczadami ten swój wysiłek, to miałem takie poczucie, że tam jeszcze żyje na tym szlaku taka kultura tych wędrowców górskich, którzy gdzieś tam się wspierają, są dla siebie życzliwi, mówią sobie „dzień dobry”. Natomiast już wcześniej, wiele lat temu, już teraz od dawna w górach w Polsce nie byłem, miałem takie poczucie, że gdzieś tam ta kultura, zwłaszcza w tych niższych partiach gór, trochę zamiera. Czyli, że już nie jesteśmy dla siebie tak życzliwi jak kiedyś. Jak to wygląda na tym szlaku, jeśli chodzi o innych wędrowców, o inne osoby, które spotykałaś?

[AZ] Jeśli chodzi o tych długodystansowców, to wszyscy byliśmy poniekąd jak taka jedna wielka rodzina, jakby wszyscy mieliśmy jeden cel, borykaliśmy się z tym samym po drodze, jedni trochę wcześniej, drudzy trochę później, więc my byliśmy jak najbardziej na siebie wszyscy otwarci i bardzo życzliwi. Dodatkowo po drodze spotykało się raz na jakiś czas i jest to takie bardzo typowe dla… dla szlaku PCT, dla tych długich szlaków w Stanach, tak zwanych trail angels. To są takie anioły szlaku, są to osoby, które z własnej życzliwości pomagają i chcą wspierać tych thru-hikerów poprzez przyniesienie jakiegoś zwykłego jedzenia, przysłowiowych pączków, innych słodyczy, puszki z piwem czy… czy też chociażby ustawienie kanistrów z wodą w miejscach, gdzie o wodę ciężko, więc są ludzie, którzy naprawdę są bardzo pomocni i… i chcą wspierać. Też słyszałam o takich sytuacjach, że na przykład gdzieś ktoś przyjechał do pobliskiej drogi, przez którą przechodził szlak, i ustawił niemalże całą kuchnię i zaczął piec pizzę dla… dla thru-hikerów, tak że ludzie naprawdę są cudowni i… i zobaczyć taką pizzę, czy innego burgera, czy chociażby czekoladkę gdzieś tam schowaną pod kamieniem, no to jest to coś… coś niesamowitego. Dodatkowo ja też musiałam łapać stopa nieraz, żeby dostać się do miasta, więc także spotykałam się z ludźmi, którzy po prostu żyją w okolicy i przemieszczają się tam w okolicy szlaku. I bardzo dużo, większość tak naprawdę osób, które spotykałam, były jak najbardziej, bardzo przychylnie nastawione i… i chętne, żeby wspierać, żeby pchać do przodu i tak jeszcze ładować energią. Natomiast także spotykało się osoby, które wyruszały na szlak, żeby po prostu spędzić weekend, jeden dzień, zrobić krótszą sekcję. I tak naprawdę też były to osoby zainteresowane tym, co ja robię, tym, co inni robili, jak nam idzie, jakie są warunki i tak dalej i tak dalej. Dopiero chyba pod koniec, już w Waszyngtonie, może gdzieś w Oregonie zaczęli się pojawiać ludzie, którzy po prostu mieli maseczki i bardziej na nas patrzyli jak… tak niechętnie, ale nie, nie żeby mieli jakieś złe intencje, tylko po prostu myślę, że takie warunki koronawirusowe trochę nas wszystkich, nie wiem, może znieczuliły i nie lubimy na siebie patrzeć.

[KP] Stan Waszyngton, o którym mówisz, to takie jest miejsce, które znamy w większości oczywiście jakoś pewnie z filmów, ale Oregon to jest taki stan, który słabo znamy, mam takie wrażenie. Powiedz, co w tych… w tej podróży po takich zwykłych Stanach, bo mnie to zawsze fascynuje, ja uwielbiam miejsca odległe od… od dużych miejscowości, ja nie byłem głęboko w interiorze w Stanach Zjednoczonych, ale na tej… tym Eastern Seaboard sobie trochę pooglądałem takich miejscowości malutkich, z tym fajnym takim amerykańskim klimatem. Powiedz, co tam jakoś tak ci utkwiło z takich ciekawych obserwacji właśnie tych lokalnych.

[AZ] Yhm, jeśli chodzi o lokalne… Ciężko mi powiedzieć o lokalnych, bo z reguły jak ja się zatrzymuję… zatrzymywałam w miasteczkach, to to była taka szybka piłka, tak wchodzę, zostawiam gdzieś w jakimś hostelu moje rzeczy, szybko biegnę po zakupy na [niezrozumiałe], wracam, pakuję się, idę spać, rano wstaję i wychodzę dalej na szlak, więc ciężko tu mówić o… o zapoznaniu się też z kulturą i z localesami, zwłaszcza że Oregon jest bardzo krótki i jest to najkrótszy stan, najkrótsza sekcja na PCT i jest też taki… no, nieco bardziej wypłaszczony. To nie są aż takie góry jak… jak w pozostałych sekcjach, więc Oregon niektórzy przebiegają. Jest coś takiego, co nazywa się Two Weeks Oregon Challenge i no, chodzi o to, żeby po prostu przez Oregon przejść w dwa tygodnie. Ja niestety nie podjęłam się tego wyzwania, ponieważ zostałam dosyć poważnie kontuzjowana na samym początku Oregonu, stąd też miałam możliwość zajrzenia do takiego miasteczka, które nazywa się Sisters. No, mi się bardzo, bardzo podobają te… te amerykańskie małe miasta. One są małe, ale bardzo takie otwarte, też wszystkie piekarenki, zabudowa, są takie filmowe po prostu.

[KP] Czyli masz takie poczucie, jakbyś odwiedzała trochę, powiedzmy, plan filmowy, tak? To się nie różni w tym filmach za bardzo od tego, jak to wygląda w tej rzeczywistości.

[AZ] Trochę tak.

[KP] No dobrze, słuchaj, doszłaś do końca tej trasy. Zrobiłaś sobie piękne zdjęcie, które, podejrzewam, przepraszam, że będzie w twoim albumie po wsze czasy, jeszcze będziesz pewnie dzieciom i wnukom pokazywać, bo to jest naprawdę fajny wyczyn i fajne bardzo wspomnienie. Takie, które pewnie się nie zatrze za prędko albo mam nadzieję, że nigdy. I co poczułaś w tym momencie, kiedy tam usiadłaś na tym… nie wiem, co to jest – totem jakiś taki…

[AZ] Taki monument

[KP] Taki pomniczek, który tam stoi na końcu.

[AZ] No, to było bardzo takie bitter-sweet, słodko-gorzkie, słodko-kwaśne uczucie. Z jednej strony bardzo cieszyłam się, bo misja została zakończona sukcesem, przeszłam, zakończyłam, zrobiłam to, co chciałam, spełniłam moje marzenie. Czułam się też taka dumna poniekąd, no bo tyle kilometrów, tyle czasu, tyle kryzysów, ile musiałam… przez które musiałam przejść i z którymi musiałam się uporać, tak że byłam niesamowicie szczęśliwa. Dodatkowo byłam szczęśliwa, ponieważ mój organizm był już w totalnej fazie destrukcji. On już ledwo po prostu dawał radę. Ja byłam bardzo, bardzo wychudzona i nie regenerowałam się tak, jak bym chciała i tak, jak by to było w innych warunkach, więc ja już nie mogłam się doczekać też odpoczynku, zasłużonego odpoczynku i powrotu do domu. Natomiast z drugiej strony było to takie gorzko-kwaśnawe, dosyć smutne, że zaraz nie będę już w tej dziczy, zaraz nie będę już w tej pięknej naturze. Każdego dnia nie będę budziła się w innym miejscu, nie będę spotykała wszystkich zwierząt, sarenek, ciekawskich wiewiórek, innych… innych istnień żywych i… no… było to smutne. Było to smutne i tego mi brakuje w dalszym ciągu teraz, po powrocie.

[KP] Z jakiego lotniska wracałaś, gdzie było to pierwsze wielkie…

[AZ] Seattle.

[KP] …skupisko ludzi, z którymi zetknęłaś… W Seattle, tak?

[AZ] Seattle, tak.

[KP] I powiedz mi, miałaś takie poczucie, że nastąpiła na świecie, przepraszam za wyrażenie, jakaś zmiana? W tym momencie, od momentu, kiedy wyruszyłaś do momentu, kiedy znowu trafiłaś pomiędzy to duże skupisko ludzi…

[AZ] Tak.

[KP] …widziałaś już to zmęczenie Amerykanów pandemią i…

[AZ] Tak, tak, tak. Dla mnie to, co najbardziej mnie jakoś kłuło w oczy i… i chyba w dalszym ciągu gdzieś tam kłuje, jest jakaś taka dzikość ludzi, która się pojawiła. Ludzie, wiesz, noszą te maseczki, ale niechętnie już też ani ze sobą wchodzą w jakiekolwiek interakcje, ani… to raczej ograniczają to do minimum, więc to było dla mnie takie dziwne, ale też to nie było tak, że mi tego jakoś bardzo brakowało, bo ja byłam przyzwyczajona do tego, że… że… że byłam sama, więc też nie oczekiwałam i nawet nie chciałabym mieć styczności z ludźmi, którzy byliby nagle nie wiadomo jak wielce mną zainteresowani, chcieliby rozmawiać i tak dalej, bo to już by zaburzyło bardzo moją taką prywatność i mój taki spokój, więc z mojej perspektywy to wcale nie jest aż takie złe, nawet powrót do rzeczywistości, gdzie w tym momencie większość czasu spędzam w dalszym ciągu w domu i… i nie muszę też na przykład podróżować codziennie do pracy, bo pracuję zdalnie. Jest to w pewnym stopniu jakoś na moją rękę. Jakoś jest mi łatwiej, myślę, wrócić do tej rzeczywistości niż do innej. I myślę, że w przeciwnym wypadku byłoby to bardziej przytłaczające.

[KP] Są ludzie, którzy mówią, że tego typu doświadczenia zmieniają ludzi, a są ludzie, którzy mówią, że tego typu doświadczenia są możliwe, bo coś jest w środku w człowieku, ty mówisz o tym swoim marzycielstwie takim, że w ogóle właśnie można taki plan wcielić w życie. Jakbyś miała powiedzieć, co to w tobie zmieniło, co ci to dodało, to… to co by to było?

[AZ] Przede wszystkim umiejętność znajdowania odwagi w samej sobie i jakby sprawdzenie też siebie w ciężkich warunkach, w różnych okolicznościach. Udowodniłam sobie, że jestem w stanie zrobić dużo. Sama. I niekoniecznie muszę tutaj oczekiwać aprobat, akceptacji innych. Sama po prostu poznałam swoją wartość, jakby sama poznałam się ze sobą, bo ta wartość gdzieś tam była zawsze schowana, natomiast ja kiedyś do niej sama dotarłam i myślę, że jestem w stanie zdziałać wielkie rzeczy. Proszę się spodziewać jeszcze.

[KP] No to tego ci oczywiście życzę. To gdzie następny szlak cię zaprowadzi?

[AZ] Nie mam jeszcze żadnych takich konkretniejszych planów. Na chwilę obecną skupiam się na wspinaczce. Jestem lżejsza o dziesięć kilogramów, więc jest łatwiej, jest łatwiej, łatwiej mi wciągać całe to moje cielsko na górę, więc na tym się skupiam i w tym kierunku póki co patrzę. A później zobaczymy. Myślę, że jakieś kolejne szlaki jeszcze się kiedyś pojawią, bo nóżki też tam trochę tak tuptają pod stołem.

[KP] Trzymam kciuki zatem. Gościem „Zwykłych historii” była Ola Zejdler, podróżniczka i marzycielka, dziękuję ci bardzo.

[AZ] Dziękuję pięknie.

Transkrypcja: Texter.pl Marek Trenkler

informator o nowych historiach

Zapisz się, aby dostawać informację o nowych artykułach

Udostępnij wpis

5 2 głosy
Ocena wpisu
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
Wyświetl wszystkie komentarze
Michal Szymanski

Zerknijcie na ta pania http://acrossthewilderness.blogspot.com/, robi wrazenie PCT to przeszla 'przy okazji’ 🙂

Podcast: